Zakup używanego samochodu osobowego – najczęściej stosowane „tricki” handlarzy cz. 6.

Rynek używanych samochodów osobowych w Polsce jest bardzo bogaty. Z uwagi na dużą konkurencje na rynku, sprzedawcy pojazdów mechanicznych wyspecjalizowali się w rozmaitych „trickach”.

Kolejnym tematem, którego nie można opuścić, są rozmaite „numery” „wycinane” przez Handlarzy Samochodami Używanymi przy silnikach aut, które wystawiają na sprzedaż. W tym artykule przytoczę kilka z nich i podpowiem, jak się przed nimi bronić.

Najbardziej popularna zagrywka, to mycie silnika. Handlarze tłumaczą się, że robią to po to, żeby uatrakcyjnić wygląd pojazdu. I pewnie mają rację, bo dla osoby średnio zorientowanej w obsłudze pojazdów mechanicznych wygląd pojazdu odgrywa dużą rolę (jeśli nie kluczową). Jak więc się bronić przed tym zjawiskiem? Generalnie auto po widocznych śladach mycia silnika powinniśmy sobie odpuścić, ponieważ w większości przypadków celem nie jest korzystniejsza prezentacja, a usunięcie śladów wycieku płynów eksploatacyjnych. Większość mechaników trudniących się swoim fachem od dłuższego czasu (może nawet i Ci, którzy zajmują się tematem nie tak długo) podziela pogląd, że silnik jest elementem pojazdu, który zwyczajnie w świecie w wyniku pracy musi się zabrudzić. W trakcie pracy silnika mamy do czynienia z napływem powietrza przez atrapę chłodnicy, wysokimi temperaturami, skokami temperatury, pyłem, zużyciem materiałów konstrukcyjnych. Te wszystkie czynniki muszą zostawić ślady na kondycji wizualnej silnika. Dlaczego zjawisko mycia silnika jest dla potencjalnego kupca tak niepożądane? Ano dlatego, że bardzo utrudnia ocenę stanu silnika. Wyeksploatowane lub zaniedbane jednostki napędowe potrafią tracić olej w przeróżny sposób. Zauważalne plamy olejowe lub ślady po wycieku olejów powinny przykuwać nasza uwagę i wzbudzać wątpliwości co do kondycji motoru pojazdu. W najlepszych wypadkach naprawa nieszczelności kończy się na wymianie uszczelek. W najgorszych, może się okazać że silnik jest nie do odratowania.

Nie tylko wycieki oleju, ale także wycieki płynu chłodniczego mają ogromne znaczenie dla oceny kondycji silnika. Najczęściej ubytki płynu chłodniczego objawiają się charakterystycznym, nieprzyjemnym zapachem. Ubytki płynu chłodniczego to poważny problem, mogący w ostateczności zakończyć się uszkodzeniem chłodnicy i wielo złotówkowym nakładem pieniężnym. Problem ubytków płynu chłodniczego dotyczy zwykle pojazdów zasilanych paliwem LPG. Decydując się na zakup pojazdu wyposażonego w instalację gazową, powinniśmy zwrócić uwagę na ten element.

Inna często spotykana „heca” handlarzy, to pojazdy stojące na piaskowym gruncie. W praktyce pomysł jest stosowany powszechnie w pojazdach, z których jakiegoś płynu ubywa. W ten sposób, szanse na to, że zaobserwujemy ślady po ubytku płynów przy umytym silniku, są praktycznie żadne. Rozwiązaniem problemu, w przypadku pojazdu którym jesteśmy już czynnie zainteresowani, jest prośba o ustawienie pojazdu na utwardzonym podłożu, bądź przestawienie pojazdu w trakcie jego oględzin w świeżym miejscu na piaskowym gruncie. Odmowa tego rozwiązania praktycznie powinna nas utwierdzać w przekonaniu, że z pojazdu coś „kapie”, bo inaczej po co przeszkadzać w tak prostej czynności.

Kolejny „legendarny manewr” to okazywanie klientowi samochodu z tzw. „ciepłym” (rozgrzanym) silnikiem. Jest to popularny sposób ukrywania problemów z rozruchem silnika bądź z jego nieprawidłowa pracą na „zimnym” (przed osiągnięciem temperatury) silniku. Często tłumaczeniem handlarzy jest tekst w stylu „bo przed panem/panią ktoś już oglądał i dlatego rozgrzany”. Ok. może i tak się zdarzyć. Tyle, że w takim razie w naszym kraju chyba każde auto w komisie jest oglądane co chwile. Poza tym, jeśli auto jest atrakcyjne, to należy się zastanowić, dlaczego dalej jest w sprzedaży, jeśli klient przed nami był zainteresowany na tyle, że „cieszył” się z oględzin pojazdy na tyle długo, by silnik w oglądanym przez nas pojeździe „się rozgrzał”. Jak jest sposób radzenia sobie z tym „trickem”? Najprostszy możliwy sposób to rozmowa ze sprzedającym, w której wyrażamy zainteresowanie oględzinami pojazdu, ale wyrażamy żądanie oględzin pojazdu z zimnym silnikiem. Każda odmowa takiego warunku powinna nas alarmować, że w pojeździe jest coś do ukrycia. Jeśli mimo zapewnień, że auto będzie dostępne tak jak „się umawialiśmy” pojazd będzie rozgrzany, wtedy pozostają dwa wyjścia. Albo zrezygnować z oględzin, albo rozpocząć oględziny od innych elementów, tak aby wygospodarować czas potrzebny do ochłodzenia silnika.

W przypadku, gdy silnik naszego pojazdu jest zimny, lub już ostygnął, po odpaleniu pojazdu powinniśmy wyraźnie przysłuchiwać się pracy silnika. Wszelakie niepokojące odgłosy, dochodzące z komory silnika, powinny wzbudzać naszą czujność. Jeśli auto nas nie przekonuje, darujmy sobie dalszy zakup. Jeśli auto mimo wszystko wzbudza naszą ciekawość, skontaktujmy się z
„zaufanym” mechanikiem, który będzie w stanie przynajmniej w przybliżeniu określić źródło niepokojącego dźwięku i potencjalne koszta usunięcia usterki.

Kolejna sztuczka, którą zdarza się wykorzystywać handlarzom zwłaszcza w kontakcie z klientem, który nie przejawia znajomości mechaniki pojazdu, jest zapewnianie o właściwej pracy silnika. Mam tu na myśli tłumaczenia w stylu „ten model tak ma”, „on tak kopci, bo zimny”, etc. Prawda jest taka, że oględziny pojazdu powinniśmy prowadzić co najmniej w dwie osoby. Jeśli po uruchomieniu silnika w pojeździe z rury wydechowej pojazdu wydobywa się biały lub szary, ciemny dym, to problem może być lub nie. W pojazdach zasilanych LPG biały lub lekko szary dym z rury wydechowej to po prostu para wodna, powstająca w wyniku spalania paliwa. W tym wypadku warto, jeśli auto nas przekonało, zainwestować parę złotych w wymianę filtrów gazu, ewentualnie podjechać do serwisu instalacji LPG w celu oceny stanu parowniczki w instalacji. Jeśli idzie o pojazdy zasilane ropą naftową, ciemny dym może oznaczać faktycznie prace na zimnym silniku, ale może też oznaczać problemu z układem wtryskowym lub turbosprężarką. Jeśli dymienie nie ustaje po pewnym czasie (ogrzaniu silnika), to wówczas prawdopodobnie mamy do czynienia z tym drugim zjawiskiem. Nie jest to jednak sprawa dyskwalifikująca pojazd. Być może w pojeździe powstała usterka polegająca na złym doborze mieszanki powietrza i paliwa, co można usunąć poprzez czyszczenie przepustnicy lub wgranie ustawień fabrycznych (tzw. adaptacja) pracy silnika. W przypadku omawianej sytuacji, jeśli auto nas przekonuje, warto poprosić o pomoc zaufanego mechanika.

Tak naprawdę jedyny kolor spalin wychodzący z rury wydechowej, który w oczach klienta zainteresowanego pojazdem powinien dyskwalifikować pojazd, to niebieskie zabarwienie. Świadczy ono o tym, że silnik pojazdu spala olej, a to oznacza usterkę w silniku, która może się zakończyć sporym nakładem finansowym. Z tego powodu, odradzam zakup pojazdu, z którego „kopci” się na niebiesko. Często może być to też objawem zwykłego „wyżyłowania” silnika, co też w perspektywie wiąże się z poniesieniem określonych kosztów.

Następna heca, którą stosują handlarze, to celowe wprowadzanie w błąd potencjalnego klienta, podając błędne informacje w opisie sprzedawanego pojazdu, co do jego wyposażenia czy stosowanego silnika. Należy mieć na uwadze, że istnieją różne wersje silnikowe tego samego modelu. Nawet o tych samych pojemnościach. Jak sobie radzić z tym procederem? Warto już na etapie przeglądania ogłoszenia skorzystać z wyszukiwarki internetowej, powszechnie dostępnych forum samochodowych, aby dowiedzieć się, czy dany model z konkretnego roku może występować w wersji przedstawianej przez sprzedawcę. Sposób ten jest o tyle korzystny dla kupującego, że pozwala na zasięgnięcie pewnych informacji na temat interesującego nas auta bez ponoszenia kosztów.

W kolejnym artykule podsumuje informacje, które zawarłem w poprzednich częściach oraz postaram się doradzić, co zrobić i jak przystępować do zakupu samochodu, aby ryzyko „natrafienia na minę” możliwie zminimalizować.

http://www.ridetolive.pl/

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułRowerek stacjonarny
Następny artykułWysokość składki